Od stalinizmu do „Solidarności”. O Człowieku z marmuru i Człowieku z żelaza Andrzeja Wajdy
Człowiek
z marmuru (1976) w reżyserii Andrzeja Wajdy zapisał się w historii
polskiego kina jako utwór demistyfikujący strategie manipulacji właściwe dla
sztuki socrealistycznej. Ujawnia on propagandowy charakter sztuki okresu
stalinizmu, jej ocieranie się o tendencyjność, budowanie życzeniowej wizji
świata, służącej zamaskowaniu nie tak znowu kolorowej i pozytywnej
rzeczywistości. Wajda pokazuje, iż twórczość socrealistyczna – przepojona
obrazami zapatrzonych w dal (a więc w przyszłość) młodych robotników, wiecznie
uśmiechniętych pomimo fizycznego zmęczenia, rwących się do pracy w imię dobra
społecznego – nijak miała się do rzeczywistości, stanowiła zaś instrument, czy
też narzędzie, do krzewienia idei komunistycznych. W swoim filmie Wajda demaskuje
więc nie tylko oszustwo historii, ale też sztuki zaangażowanej (co swego czasu
podkreślał Tadeusz Sobolewski w „Gazecie Wyborczej”).
Historia Mateusza Birkuta, przodownika
pracy, została przez Wajdę przedstawiona w taki sposób, aby owe mechanizmy
propagandowej manipulacji sztuki unaocznić. Kiedy razem z Agnieszką – adeptką szkoły
filmowej – stajemy się widzami archiwalnych materiałów filmowych poświęconych
przodownikom pracy, zostajemy od razu postawieni przed dwiema narracjami, czy
też obrazami, znoszącymi się i przeczącymi sobie nawzajem.
Najpierw oglądamy kawałki filmu Początek
miasta dotyczącego budowy Nowej Huty. Tu pozwolę sobie na małą dygresję
dotyczącą znaczenia Nowej Huty. Miała ona stać się symbolem epoki stalinizmu –
dowodem na to, że lud pracujący może wznieść „wspaniałe”, nowoczesne, nowe
miasto w przypadkowym miejscu. Powodem budowy kombinatu była z jednej strony
realizacja planu sześcioletniego, który zakładał uprzemysłowienie kraju, z
drugiej zaś zbudowanie przed społeczeństwem wizji idealnego miasta –
miasta-symbolu nowego systemu, ale też pośrednio był to symbol dominacji (nie
bez powodu ówcześnie Huta nosiła imię Włodzimierza Lenina).
Wróćmy jednak do filmu i do dwóch znoszących
się narracji o stalinizmie. Przyjrzyjmy się pierwszemu archiwalnemu filmowi,
jaki pojawił się w filmie Wajdy. W Początku miasta możemy zauważyć zwały
błota przed Centralnym Ośrodkiem Werbunkowym, robotników stojących przed nim w
kolejce, koparkę, która tratuje usypane kwieciem drzewo wiśni, grzęznące w
jeszcze większej ilości błota betoniarki i – wreszcie – robotników, którzy po
całym dniu pracy w pocie czoła otrzymują na obiad jedną niewielką (żałośnie
wyglądającą) rybę. Puste talerze trzymane przez nich, przepychanka jednego z
robotników z przełożonym, wreszcie rzucanie przez Birkuta i innych robotników
rybami w przedstawiciela władzy – nie pasuje to do poetyckiego, niemalże
patetycznego, obrazu rzeczywistości stalinizmu, jakimi w latach 50. przepojona
była cała sztuka, chociażby film, malarstwo czy literatura. Początek miasta
– film przygotowany przez reżysera Burskiego – pokazuje zupełnie inną
rzeczywistość tamtych czasów niż ta, która była lansowana przez władzę za
pomocą sztuki i innych środków przekazu.
Wajda zestawia tę – realistyczną,
przepełnioną bylejakością rzeczywistości, brudem, trudnymi warunkami pracy i
niesprawiedliwością – narrację z innym filmem tego samego propagandowego
reżysera. Drugi materiał – Oni budują nasze szczęście – całkowicie
odbiega od wizji przedstawionej w pierwszym filmie. Tym razem otrzymujemy
zgodną z wizją władzy opowieść o szczęśliwych, wywodzących się ze wsi
robotnikach, którym dano szansę współtworzenia potęgi państwa socjalistycznego,
dano im pracę, a oni wykonywali ją przecież zawsze z uśmiechem na ustach, nie
doświadczając niemalże żadnych niedogodności, wierząc w celowość i sens swojego
wysiłku, jego znaczenie dla przyszłych pokoleń, społeczeństwa, wreszcie – dla państwa.
Wizja z drugiego filmu – Oni budują
nasze szczęście – nijak się ma do tego, co zostało przedstawione w Początku
miasta. To przepełniona patosem, optymistyczna, utopijna[1] (a
właściwie eutopijna[2]) narracja, symulacja nijak mająca się do
rzeczywistości, wyidealizowana, przepełniona propagandowymi piosenkami, pełna
patrzących w dal młodych robotników i młodych wysportowanych kobiet (tutaj
ukłon z jednej strony w kierunku biopolityki[3] w komunizmie, z
drugiej do pozornej emancypacji kobiet). A więc jednym z zabiegów, po jaki
sięga Wajda, jest kontrast – wyraźnie uwidacznia się on między pierwszą a drugą
narracją filmową, między narracją nieuładzoną, niedostosowaną do wymagań władzy
i tą, która jej wizji rzeczywistości odpowiada.
Warto tu również zwrócić uwagę na to, w
jak odmienny sposób zostały zmontowane oba te filmy. W Początku miasta
mamy niemal nieprzerwaną pracę kamery, film nagrywany jest na bieżąco, bez
cięć, natomiast Oni budują nasze szczęście zmontowano z urwanych cięć, z
fragmentów, z pojedynczych ujęć – jest to typowe dla filmów propagandowych, w
których pokazuje się to, co „wygodne”, a nie to, co prawdziwe.
Zatrzymajmy się jeszcze przy kwestii
tytułu drugiego filmu. Oni budują nasze szczęście to tytuł, który jest do
bólu tendencyjny – podkreśla trzy aspekty istotne dla socrealistycznej
narracji: po pierwsze, aspekt budowy, a więc aktywizmu, działania, i to
wspólnotowego; po drugie, czas teraźniejszy (ale jednocześnie przyszłościowy),
gdyż jednym z postulatów sztuki socrealistycznej było ukierunkowanie na
progres, pokazywanie, że przyszłość staje się niejako tu i teraz, powstaje na
naszych oczach; i po trzecie – kwestia szczęścia, bo przecież komunizm jest tym
systemem, który gwarantuje wszystkim szczęście, w przeciwieństwie do „zgniłego”
kapitalizmu.
Co więcej, w Człowieku z marmuru możemy
skonfrontować wizję filmu Oni budują nasze szczęście ze słowami jednego
z byłych przodowników pracy. Unaoczniają nam one, iż sztuka komunistyczna była w
istocie sztuką pozy; podkreśla to fakt, że Birkut i jego towarzysze są
uładzani, goleni na potrzeby propagandowego filmu, postawieni w sytuacji
skrajnej, ale też upozowanej na sensację (konieczność ułożenia ogromnej liczby
cegieł na potrzeby ideologicznego filmu Burskiego). Wszystko po to, aby
stworzyć idealny obraz stachanowca; obraz, który, jak pokazuje Wajda, był
często dla tych ludzi iluzją wręcz morderczą, prowadzącą do silnego uszczerbku
na zdrowiu.
Na wszystkie te aspekty, a także na
kwestię cenzury prewencyjnej, Wajda zwraca uwagę w swoim filmie. Ponadto
należałoby jeszcze zauważyć, że sama biografia Birkuta, przywoływana w filmie w
ramach retrospekcji, służy dodatkowo zaprzeczeniu socrealistycznej wizji
budowania Nowej Huty i unaocznieniu zafałszowań oraz nadużyć władzy, i co za
tym idzie – sztuki. Wajda pokazuje, jak system komunistyczny niszczył ludzi i
ich psychikę, natomiast pod pozorem stabilności i sprawczości skrywał: pracę
bez wytchnienia, nastawioną na ilość a nie na jakość, niemal absolutny brak
własności prywatnej, konieczność absolutnego dostosowania się do wymagań
władzy.
Oddzielną kwestią pozostaje fakt, iż takie
sportretowanie przez Wajdę rzeczywistości stalinizmu, jej odczarowanie, ma dwa
cele. Po pierwsze, jest to część swego rodzaju „wymiany” między
artystą-filmowcem a władzą. Chodzi o to, że Wajda w swym filmie wystawia
niejako „laurkę” dla współczesnej mu władzy PRL-u, w zamian zaś za takie
przedstawienie lat 70. udaje mu się pokazać prawdziwą twarz stalinizmu. Po
drugie, lata 50. stanowią swego rodzaju maskę, są pretekstem do powiedzenia
czegoś o czasach współczesnych samemu Wajdzie. Tak jak postać Birkuta daje
okazję do powiedzenia czegoś o rzeczywistości stalinizmu, tak postać młodej
reżyserki – Agnieszki – staje się zapalnikiem dla opowiedzenia w zawoalowany
sposób o sytuacji artystów-filmowców w późniejszych latach PRL-u. Zatrzymajmy się
na chwilę przy tym wątku.
Agnieszka reprezentuje wspierane przez
Wajdę pokolenie bezkompromisowych, młodych filmowców, debiutujących w latach 70.
Warto zauważyć, iż twórcy tej generacji niemal nieustannie borykali się z różnymi
problemami natury politycznej i administracyjnej w trakcie realizowania swoich
projektów. Należałoby tu wspomnieć w pierwszej kolejności o cenzurze prewencyjnej i represyjnej; krytyka
aktualnej władzy była oczywiście niemożliwa. Na przykładzie filmu Wajdy możemy
przyjrzeć się obu wymiarom cenzury – z jednej strony komisja nie dopuszcza do
tego, aby Agnieszka ukończyła film, zostają jej odebrane taśmy (cenzura
prewencyjna); z drugiej, kiedy w kinach pojawił się Człowiek z marmuru
Wajdy, ze względów politycznych nakazano drukowanie w prasie jedynie
negatywnych recenzji filmu, aby zapobiec jego nadmiernej popularności (cenzura
represyjna). Nagonka na film miała więc zniechęcić potencjalnych widzów do jego
obejrzenia. Film nie zdobył ponadto ówcześnie żadnej nagrody, władza starała
się zrobić wszystko, aby film obrzydzić, a później zepchnąć w niepamięć. Drugą
istotną kwestią, z którą młodzi filmowcy musieli się wówczas mierzyć, była ideologizacja
sztuki. Sztuka powinna bowiem koncentrować się na budowaniu wizji PRL-u jako
mocarstwa oraz lansowaniu propagandy sukcesu. Ponadto w późniejszym PRL-u wciąż
sięgano po utopijną narrację – ludziom żyło się przecież coraz „lepiej”, „dostatniej”,
panowała polityka „wolności” i „otwartości”. Nie trzeba chyba komentarza, że to
jedynie kolejna życzeniowa wizja rzeczywistości, wcale nie tak odległa od
mechanizmów manipulacyjnych właściwych dla socrealizmu.
Tym, co z kolei wiąże się z kwestią ideologizacji, jest problem sztuki zaangażowanej – a więc aktywnie wspierającej budowanie tej mocarstwowej narracji, narracji dobrobytu. Film tworzony przez Agnieszkę ma pokazać, iż stalinizm stanowił wypaczoną formę komunizmu jako takiego, jednak zamiast na tym poprzestać, czytelne w materiałach gromadzonych przez Agnieszkę stają się aluzje do czasów jej współczesnych.
Przejdźmy teraz na grunt problemów administracyjnych. Praca jako filmowiec wymagała dostępu do drogiego sprzętu, pomocy ze strony wyspecjalizowanej ekipy, gwarancji ze strony organów państwa, że film będzie wyświetlany w kinach należących przecież do państwa (monopol państwa). Stąd też jakikolwiek konflikt z władzą, zbyt silne angażowanie się we współczesną politykę i nawet mglista krytyka władzy mogły skutkować odebraniem sprzętu i ogólnego wsparcia dla realizowanego projektu filmowego lub wręcz udaremnieniem możliwości wykonywania zawodu – widzimy to właśnie na przykładzie Agnieszki, która niejednokrotnie jest ostrzegana co do charakteru tworzonego przez siebie filmu, a ostatecznie materiały i taśmy, które zebrała, zostają jej odebrane.
Chciałabym się jeszcze zastanowić nad
stroną formalną utworu Wajdy i jego znaczeniem. Chociaż uważam, że film ten jest
niezwykle ważnym dziełem w historii polskiej kinematografii i szanuję go za
kunszt i dopracowanie formalne (narracja szkatułkowa, film w filmie, kontrast, oraz
silna pierwszoplanowa postać kobieca), to nie mogę do końca zgodzić się z
Katarzyną Gąsior[4] co do tego, że jest to film wciąż aktualny.
Chociaż w zawoalowany sposób Wajda dokonuje też krytyki współczesnej mu
rzeczywistości i władzy lat 70., to jednak odnoszę wrażenie, że dzisiaj uderza
duża naiwność, czy też infantylność prezentowanego obrazu. O ile partie
dotyczące lat 50. pozostają wciąż świeże (krytyka stalinizmu, jakiej za ich
pomocą dokonuje Wajda), to jednak cięcia w niektórych momentach, używanie mowy
ezopowej we fragmentach odnoszących się do rzeczywistości lat 70., aby zbyt
mocno nie rozdrażnić współczesnej czasom Wajdy władzy, sprawiają, że dzisiaj
film ten potrzebowałby własnego anty-filmu, filmu nadbudowanego nad nim, filmu,
w którym dokonano by tego, czego Wajda dokonał względem filmów propagandowych
we własnym dziele. I chociaż Człowieka z marmuru można by określić wręcz
kinem maski – gdzie przywołując przeszłość, pokazujemy mechanizmy rządzące
teraźniejszością – to jest w tym za dużo z romantycznego paradygmatu (zwłaszcza
w upozowaniu Birkuta czy Agnieszki); przez co film ten, w moim przynajmniej
odczuciu, nieco drażni.
Kiedy pomyślę zaś o innych polskich produkcjach kinowych dotyczących historii najnowszej, nie mogę pozbyć się wrażenia, że uwidaczniają one to samo, co literatura i w ogóle w sztuka polska – nie umiemy uciec od romantycznych mitów, narracji, które tak silnie zakorzenione są w naszej tożsamości narodowej. Ten romantyczny paradygmat stanowi swoistą axis mundi naszego narodowego imaginarium.
Myślę w tym kontekście jeszcze o Człowieku z żelaza (1981) – sequelu Człowieka z marmuru – który odnosi się do wydarzeń z sierpnia 1980 i strajku w stoczni gdańskiej. W sposobie przedstawienia Maćka Tomczyka, syna Birkuta, nie da się nie zauważyć nadmiernego patosu i romantycznego pozerstwa. Symptomatyczna jest tu choćby scena ślubu Agnieszki i Maćka, których świadkiem jest nie kto inny, jak sam Lech Wałęsa. Małżeństwo to ma więc charakter symboliczny, zwiastuje nadejście lepszych czasów. Następuje tu ścisłe związanie losu prywatnego z publicznym, życia uczuciowego z kwestiami politycznymi. Tak samo psychiczne załamanie Maćka przywodzi na myśl postać Kordiana i jego pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Kordian Juliusza Słowackiego okazuje się tu w ogóle ciekawym intertekstem. Przywołać go warto jeszcze choćby w kontekście sceny, w której Tomczyk i jego kolega Dzidek przychodzą do Birkuta, aby namówić go do udziału w strajku studenckim w 1968 roku. Birkut odmawia udziału, twierdząc, że lepiej zaczekać z manifestacją. Przywodzi to na myśl Kordianowską scenę z katakumb, w której „Młodzi”, gotowi do zrywu niepodległościowego przeciwko carowi, są wstrzymywani przez „Starych”, uległych wobec władzy. Młody, gniewny Maciek Tomczyk sprzeciwia się jednak ojcu, gotowy działać na własną rękę i bez jego wsparcia.
Za dużo w produkcjach historycznych – lub właściwie w tych, które za takie chcą być uważane – gloryfikacji, uwznioślania czy skandalizowania (warto chociażby przywołać jeszcze w tym kontekście Wałęsę. Człowieka z nadziei – również w reżyserii Wajdy). Zbyt mało w filmach ostatnich dekad zdystansowania się do wydarzeń minionych i historii, a co za tym idzie krytyki przeszłości i traktowania jej jako istotnej lekcji.
Bibliografia:
[1] M. Brzóstowicz-Klajn, Tomasz Morus
w mundurku pioniera, Poznań 2012.
[2] K.M. Maj, Eutopie
i dystopie. Typologia narracji utopijnych z perspektywy filozoficznoliterackiej,
„Ruch Literacki” 2014, R. LV, 2014, Z. 2 (323), s. 153–174.
[3] M. Foucault, Narodziny biopolityki,
Warszawa 2011.
[4] K. Gąsior, Historia najnowsza w
filmie – film a rzeczywistość, [w:] „To, co ulepsza”: historia i
współczesność w filmach Andrzeja Wajdy, red. O. Katafiasz, Kraków 2009, s.
121–125.
autor: Kinga Wyskiel
Komentarze
Prześlij komentarz