Relacje międzyludzkie – problemy tożsamościowe

 

Horyzont – powieść Jakuba Małeckiego – przedstawia historię Mańka (Mariusza Małeckiego), weterana wojny w Afganistanie. O ile sam temat wojny nie jest niczym nowym, o tyle książek, które dotyczą wspomnianego konfliktu zbrojnego, jest na polskim rynku niewiele, a większości z nich bliżej bądź do reportaży, bądź to do wspomnień. Mogłoby się więc wydawać, że Małecki znalazł podatny grunt pod napisanie powieści, która wykorzystując otoczkę współczesnej wojny, nie tylko będzie ciekawą historią samą w sobie, ale również przedstawi pewną uniwersalną prawdą o świecie oraz ludzkim życiu. Mimo to odnoszę wrażenie, że idea ta przerosła autora Dygota, co w znaczący sposób obiło się na jakości jego najnowszej powieści.

Od początku czytelnik jest informowany, że Maniek cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD), co w zasadniczy sposób uniemożliwia mu funkcjonowanie w społeczeństwie po powrocie z misji pokojowej w Afganistanie. Odnoszę jednak wrażenie, że owo zaburzenie funkcjonuje raczej jako autorska koncepcja niż jej realizacja. Co prawda Maniek ma problem z nawiązaniem relacji z innymi (w tym z rodziną) oraz nie może wywiązać się z zawartej umowy wydawniczej, jednak równie dobrze da się to określić nieprzystosowaniem do życia w społeczeństwie, które wcale nie musi wynikać z traumatycznych wydarzeń, jakich doświadczył na misji. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, ponieważ w retrospekcjach Mariusza znajduje się co najmniej kilka wspomnień, które odpowiednio wykorzystane mogłyby stanowić podstawę do zbudowania wzorcowej postaci weterana. Należy do nich zastrzelenie płonącego żywcem kierowcy MRAP-a (co stanowiło swego rodzaju „aktu łaski”), widok psa trzymającego w pysku rączkę małego dziecka oraz zastrzelenie upośledzonego chłopca w ramach „obrony własnej”. Wszystko to mogłoby znaleźć odzwierciedlenie w życiu w Warszawie, w której to ruch właściwie nie zamiera, a codzienne doświadczenia Mańka (np. jazda metrem, tramwajem czy po prostu odgłosy metropolii) byłyby naznaczone piętnem traumy. Mimo że autor tworzy warunki, to ma problem z ich odpowiednim wykorzystaniem, co sprawia, że jedna z ważniejszych postaci powieści może wydawać się sztuczna, „papierowa”.



O wiele wiarygodniej prezentuje się Miętus, przyjaciel Mańka, który po powrocie do Polski zerwał praktycznie wszystkie kontakty i swoją aktywność sprowadził do grania na konsoli. Co istotne wszystkie ogrywane przez niego tytuły (do których należały Call of Duty, Dishonored 2 oraz Wiedźmin 3 Dziki Gon) zawierają mnóstwo akcji i wymagają zabijania. Może to stanowić dowód na to, że mimo powrotu do bezpiecznego miejsca Miętus nie ma możliwości lub wręcz nie chce sobie pozwolić na spokój; musi się on znajdować w ciągłym ruchu, walczyć o życie i – tym samym – je odbierać. Przez to zamyka się na cały otaczający go świat, w którym najprawdopodobniej widzi wroga. PTSD objawiało się u Miętusa również w niemożności opuszczenia swojego mieszkania (m.in. znajdując się na klatce schodowej, doznał ataku paniki), a także pchnęło go do rozwiązania ostatecznego – próby samobójczej. I choćby mogło się wydawać, że ocalenie bohatera stanowiło sukces, to jego zachowanie zdaje się temu przeczyć – niedługo potem zasiadł do konsoli i, jakby nigdy nic, wrócił do wirtualnego świata. Ocalono mu więc życie, jednak trzeba by zadać pytanie: czy codzienność Miętusa rzeczywiście jest życiem, czy raczej zawieszeniem, egzystencją bez konkretnego celu?

Przy lekturze Horyzontu pierwsze skojarzenie, którego doznałem, stanowił polski film Karbala, mający premierę cztery lata wcześniej. Przedstawione w nim wydarzenia (do których doszło w trakcie szyickiej rebelii w Iraku w 2004 r.) w oczywisty sposób mogły zainspirować Małeckiego do przedstawiania historii, która rozgrywałaby się na terenie jednego z państw Bliskiego Wschodu. Oprócz tego można dostrzec analogię do literatury terapeutycznej (związanej z przejściami drugiej wojny światowej). Maniek, podobnie jak bohaterzy utworów z wspomnianego okresu, zmaga się z traumą, która zdaje się go przerastać. Jednak warto przy tym nadmienić, że o ile doświadczenia drugiej wojny światowej dotyczyły całego społeczeństwa, o tyle „epizod afgański” odnosi się do konkretnej grupy osób, które trudno określić mianem warstwy społecznej (bowiem nie każdy żołnierz musi jechać na misje).

W przypadku relacji łączącej Mańka z Zuzą mogłoby się wydawać, że nie posiada ona żadnych podstaw. Oboje pochodzą z różnych, obcych sobie światów, a dodawszy do tego różnicę w wieku (przekładające się na różnice w podejściu do życia), ich wzajemnie zrozumienie się powinno być niemożliwe. Jednak w tych sprzecznościach da się dostrzec jeden element, który ich łączy – problem tożsamości. Maniek wstąpił do wojska nie dlatego, że czuł powołanie, ale raczej z powodu braku pomysłu na dorosłe życie; uważał, że bycie żołnierzem odpowiednio go ukształtuje, a po skończeniu misji stanie się poważany i powszechnie znany. Powrót do Polski uświadomił go jednak w fakcie, że tkwił w świecie złudzeń – mimo swoich przeżyć pozostał on zwykłym obywatelem, zasadniczo nieróżniącym się od pozostałych. Jednocześnie nie może on znaleźć dla siebie miejsca, ponieważ takiego miejsca wcale nie ma. Wyjazd do Afganistanu stanowił swego rodzaju ucieczkę przed odpowiedzialnością odkładania życiowych wyborów „na kiedyś”, z kolei tymczasowy (mimo że trwający ponad kilka lat) pobyt na Bliskim Wschodzie paradoksalnie stanowił okres, w którym bohater czuł się lepiej, prawie że „u siebie”.

Podobnie ma się sprawa z Zuzą, jawiącą się jako „typowa” przedstawicielka pokolenia Y zmagająca się z „typowymi” problemami swojej generacji. Przypadkowo usłyszana uwaga od mającej problemy z pamięcią babci przyczynia się jednak do tego, że bohaterka zaczyna prowadzić śledztwo, w trakcie którego obala swój „mit kreacyjny” – dzieciństwo. Na zachowanym w pamięci obrazie kochających się rodziców, żyjących w miłości i zgodzie, zaczynają występować kolejne skazy, przez co świat bohaterki zaczyna się chwiać. Momentami objawia się to w tym, że przestaje Zuza być sobą, a staje się (a raczej próbuje się stać lub myśli, że się staje) własną matką, w czym można doszukiwać się pierwszych przejawów schizofrenii. Finał poszukiwań bohaterki stanowi moment, w którym odnajduje ona klucz do rodzinnej tajemnicy – jest nim ona sama.

Z problematyką tożsamości łączy się również to, że zarówno Maniek, jak i Zuza chcieliby ułożyć swoje życie na nowo. On – weteran z przejściami – chciały wrócić do normalnego życia i związanego z nim normalnych problemów, ona – osoba niemalże w całości poświęcona pracy – chciałaby to życie zacząć. Fakt, że znaleźli się w takiej a nie innej sytuacji paradoksalnie może obojgu sprzyjać, ponieważ nie mając już wiele do stracenia, razem są w stanie łatwiej wyjść na prostą i poradzić sobie z tym, co każde z nich osobno przerastało.

Odnoszę wrażenie, że Małecki nie proponuje w Horyzoncie nic nowego, czego jeszcze w polskiej literaturze nie było, a przynajmniej jego pomysły nie wnoszą nic, czego by rodzimej twórczości brakowało. Z jednej strony „epizod afgański” karze przypuszczać, że kluczową rolę w książce zajmą żołnierze, jednak Mańka trudno określić mianem typowego przedstawiciela tej „warstwy”; oprócz tego autor stara się kreować obraz współczesnego weterana, który zostaje wykorzystany, a następnie pozostawiony samemu sobie. Tymczasem zgodnie z obecnym systemem poboru do wojska wstępują do niego wyłącznie ochotnicy (podobnie ma się sprawa z wyjazdem na misje pokojowe, gdzie ludzie nie są do tego zmuszani, a raczej zachęcani), a otrzymywana przez nich pensja wraz z dodatkami pozwala prowadzić życie bez konieczności liczenia każdej złotówki. Wydaje się również czymś dziwnym, że żołnierze, którzy na co dzień zmagają się z koniecznością odbierania życia, spędzają czas wolny, grając w gry z gatunku FPS (ang. First Person Shooter), czyli będącymi przełożeniem ich „pracy” na świat wirtualny. O ile po powrocie do kraju byłoby to jak najbardziej usprawiedliwione, o tyle może dziwić, że umyślnie decydują się oni na pozostanie w sytuacji ciągłego zagrożenia nawet wtedy, kiedy nie jest to konieczne.

Podobnie sprawa się ma z Zuzą – choć blurb każe postrzegać ją jako „typową przedstawicielkę pokolenia Y”, to obraz bohaterki zawarty w książce wyraźnie zdaje się temu przeczyć: nie jest obeznana w nowoczesnych technologiach (co dziwi, zważywszy na fakt, że pracuje w branży związanej z nowoczesnymi technologiami), nie cechuje się pewnością siebie, stosunkowo szybko wyprowadziła się z domu oraz nie radzi sobie z prywatnymi problemami. Co prawda mogłoby to świadczyć o tym, że Zuza właśnie wyłamuje się z wspomnianej kategorii i wówczas jak najbardziej dałoby się obronić zamysł Małeckiego, jednak informacje zawarte na czwartej stronie okładki czynią ten argument chybionym i przyczyniają się do tego, iż postać wyraźnie traci na wiarygodności.

Horyzont trudno też określić panoramą współczesnej Warszawy, gdyż w powieści nie zawarto żadnych konkretnych opisów jej mieszkańców ani faktów z życia stołecznego miasta. Pojawiającym się w powieści elementom stolicy bliżej do szkicu niż pełnoprawnego opisu, a ponadto nie wyróżniają się one pod względem stylistycznym, przez co można odnieść wrażenie, że podobne fragmenty mógłby napisać każdy, nawet nieznający warszawskich warunków życia.

Podsumowując, odnoszę wrażenie, że Małecki przy kreowaniu poszczególnych elementów świata przedstawionego, tworzy je nie takimi, jakimi one w rzeczywistości są, a raczej takimi, jakimi on je widzi. Można zadać pytanie, czy stanowi to celowy zabieg autora (a jeśli tak, to z jakiego powodu), czy raczej skutek nieodpowiedniego przygotowania do zajęcia się takim a nie innym tematem. Jakakolwiek byłaby to odpowiedź, muszę przyznać, że wbrew powszechnym przychylnym opiniom wystawianym Horyzontowi najnowszą powieść Małeckiego nie uznaję za złą, ale na pewno nie mogę jej określić mianem dobrej.


autor: Damian Szandecki

Komentarze