Realia świata Opowieści galicyjskich Andrzeja Stasiuka

 

Opowieści galicyjskie (1995) to zbiór piętnastu opowiadań Andrzeja Stasiuka, których akcję osadzono w Beskidzie Niskim – paśmie górskim w Karpatach. Kraina ta w oczach Stasiuka staje się mityczna, funkcjonuje jako mozaika, w której istotne okazuje się to, co pomiędzy, w której czas zatacza koło.



Dokładne określenie czasu fabuły nie jest możliwe, jednak jeśli wziąć pod uwagę liczne przesłanki wyłaniające się z prawie wszystkich opowiadań, można założyć, że mowa tu o końcówce lat 80. i początku lat 90. XX wieku, czyli latach transformacji ustrojowej w Polsce. Dowodzą tego informacje pojawiające się w wątkach konkretnych bohaterów, m.in. sprowadzanie produktów z Zachodu przez Władka oraz wyjazd Janka do Szwecji w poszukiwaniu pracy. Oprócz tego narrator – będący osobą z zewnątrz – opisuje upadające PGR-y, które, z uwagi na chaos ustrojowy, przestają pełnić swoją funkcję, a pracujący w nich do tej pory ludzie stają przed nową, zupełnie dla nich obcą rzeczywistością.

Kwestie polityczne nie zostały szczególnie mocno zarysowane, ale między wierszami można doszukać się kilku odniesień do ówczesnej sytuacji politycznej, m.in. przesłanki o wspomnianej wyżej przemianie ustrojowej. Innym nawiązaniem może być postać Rudego Sierżanta, milicjanta. Zawód ten – z oczywistych względów – w okresie PRL-u posiadał konkretne, negatywne nacechowanie (warto przy tym zaznaczyć, że Rudy Sierżant cechował się typowo „małomiasteczkowym” charakterem, dzięki czemu był bardziej „swój” w lokalnej społeczności).

Ludzie zamieszkujący opisaną przez Stasiuka krainę prowadzą życie cechujące typową małą prowincję. Jego główną determinantą są pory roku, które to albo umożliwiają podjęcie pracy (np. wyrąb lasu oraz przewóz ściętych drzew), albo nakazują ludziom przez większość czasu spędzać czas w domach. W zależności więc od okresu ludzie pracują praktycznie całe dnie bez przerwy lub też pogrążają się w letargu, nie mogąc znaleźć bodźca, który skłoniłby ich do jakiegoś działania.

Sam styl życia mieszkańców można określić jako typowy, uwarunkowany przez swoje położenie na prowincji. Po skończonej pracy ludzie (w większości mężczyźni) udają się do lokalnej gospody, w której spędzają nieraz wiele godzin i zostawiają w niej znaczną część dochodów. Od czasu do czasu w okolicy zostanie zorganizowany festyn, a co niedzielę większość mieszkańców uda się do kościoła na mszę. Dodawszy do tego okazjonalne bójki, szukające ciągłej rozrywki dzieci oraz wieczorne spędzanie czasu z telewizją, będącej często jedynym sposobem otrzymania informacji z wielkiego świata, z Opowieści galicyjskich wyłania się szablonowy obraz polskiej prowincji; mimo że miejsce wydarzeń w pewien sposób wpływa na taki, a nie inny dokładny kształt tego obrazu (np. trudy wyrębu w znacznej mierze wynikają z górskiego ukształtowania terenu), to jednak jest ono konstytutywne dla całej prowincjonalności. Wpływa na to również człon tytułu – galicyjski. Galicja bowiem – w porównaniu do takich obszarów Polski jak Śląsk, Wielkopolska czy sama Warszawa – stanowiła symbol biedy i zacofania; snute więc przez Stasiuka Opowieści można odczytać jako swoisty głos płynący z tych ziem, opisujący codzienne życie pozornie pozbawione jakichkolwiek wartości. Jednak po wejściu poziom głębiej można sobie uświadomić, że w wykreowanym świecie skrywa się jedyna w swoim rodzaju magia.

Opowiadaniem, które w szczególny sposób zwróciło moją uwagę, jest Miejsce. Jeden z mieszkańców prowadzi wspomnianego reportera do miejsca, w którym jeszcze nie tak dawno stała cerkiew. Prawosławna świątynia – chyląca się ku upadkowi – została rozebrana i w przyszłości ma zostać odbudowana na terenie muzeum. Wydawać by się mogło, że w Miejscu nie kryją się żadne głębsze wartości, jednak po dłuższym zastanowieniu okazuje się, że w tej opowieści kryje się ważniejsza, metafizyczna prawda. Narrator zadaje sobie pytanie o to, czy istnieje możliwość przeniesienia miejsca i czym w ogóle jest miejsce? Czy jest to coś namacalnego, jak sama cerkiew, czy jednak to przestrzeń zawarta w czasie i przestrzeni, która pomimo utraty swojej materialnej postaci trwa nadal. W relacji narratora pojawia się wątek przesiedlonych za wschodnią granicę Polski ludzi, którzy wiele lat wcześniej uczęszczali do wspomnianej cerkwi na nabożeństwa i w końcu – po transformacji ustrojowej – mogli w końcu ponownie ją odwiedzić. Mimo że samego budynku już nie było, jego obraz ciągle istniał w ich pamięci, przez co świątynia niejako żyła dalej. Samą cerkiew można zaś odczytywać jako symbol miejsc, których już nie ma – jak tej wsi, którą zamieszkiwał sparaliżowany starzec, a w której mógłby wskazać, co i gdzie się znajdowało przed czterdziestoma laty. Mimo że zdążyła ona przeminąć, dla niego wciąż trwała – w jego wspomnieniach. Po lekturze Miejsca w czytelniku nasuwa się następująca refleksja: czy po przeniesieniu cerkwi do muzeum będzie to ta sama cerkiew, czy też może inna, z pozoru taka sama, ale jednak jej niepodobna? Jednocześnie zostaje pokazana gorzka prawda o przemijalności wszystkiego w ludzkim życiu. Najtrwalsza pozostaje pamięć, ale ta trwa tak długo, jak żyje ktoś, kto może ją przechowywać – w momencie gdy jej ostatni powiernik odejdzie, wszelki ślad po niej zostanie rozmyty na zawsze.

W pozostałych czternastu historiach również kryje się o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać. Mimo że od wydania Opowieści galicyjskich minęło już dwadzieścia sześć lat, ich wydźwięk pozostał aktualny. Poza tym wydaje się, że to nie w 1995, a właśnie współcześnie, w roku 2021 uwidacznia się prawdziwe przesłanie opowieści Stasiuka – chęć posiadania strefy niejako mitycznej, w której można znaleźć schronienie przed pędzącym czasem i zastanowić się nad jego naturą.


autor: Damian Szandecki

 

Komentarze